Polędwiczki z czekoladą


Mięso z czekoladą? Czy to się może udać?! Musi!
Zainspirowany dyskusją na "twarzoksiążce" podjąłem wyzwanie. Trochę poczytałem, trochę pooglądałem, dostosowałem do swojego wyobrażenia i tak powstało to oto danie. I jednocześnie najdłuższy jak do tej pory przepis na tym blogu.

Polędwiczki wieprzowe z sosem czekoladowym.

Dziś bez zbędnego przynudzania, bo roboty trochę jest. Porcja na 4 osoby. Będziemy potrzebować:
polędwiczka wieprzowa (zwykle są ok 500g)
1 cebula szalotka (lub mała zwykła)
2 ząbki czosnku
75ml whisky lub bourbonu
200ml śmietany 30-36%
sól
pieprz mielony
papryka ostra mielona
oliwa z oliwek
rozmaryn (świeży najlepiej - oddzielić od 1 łodyżki i pokroić)
czekolada gorzka (z 70% kakao najlepiej) 50g, 
100ml czerwonego wytrawnego wina, 
konfitura śliwkowa
papryczka chilli (świeża lub suszona)
zapalniczka lub zapałki

Zaczynamy od tyłka strony, czyli robimy sos. Dlaczego? Ponieważ przez cały pozostały czas przygotowywania dania będzie się on powoli redukował. 

Do małego garnuszka wrzucamy pozbawioną pestek i posiekaną papryczkę chilli (z suszonej również wyrzucamy pestki i rozdrabniamy), rozgniecioną/skruszoną czekoladę, płaską łyżkę stołową konfitury śliwkowej (najlepiej taka lekko kwaskowata, jak jest bardzo słodka to płaską łyżeczkę - możemy też użyć innej konfitury, np. z żurawiny). Zalewamy winem i łyżką oliwy. Mieszamy i wstawiamy na delikatny ogień (w skali do 9 u mnie na kuchence 3). Trzeba o sosie pamiętać i co jakiś czas zamieszać. Póki co nie będzie on zbyt wyględny, ale to się zmieni!


 Możemy teraz zabrać się za polędwiczki. Oczyszczamy je z błony (to białe to, zwykle prawie na całej długości) i kroimy w kawałki o grubości ok 1-1,5cm.


Rozbijamy je tłuczkiem do mięsa na "papier". Jak ktoś nie ma odpowiedniego narzędzia, może spróbować rozgnieść dłonią - polędwiczki wieprzowe są miękkie. Teraz doprawiamy mięso. Są dwie szkoły: falenicka i otwocka.
W pierwszej wersji do miski wrzucamy sporo soli (tak z łyżkę stołową), pieprz, pół łyżeczki suchej papryki ostrej mielonej, przygotowany wcześniej świeży rozmaryn (suchego łyżka stołowa). Zalewamy oliwą (dużo, ze cztery-pięć łyżek stołowych). Wkładamy mięso i ręcznie dokładnie mieszamy. 
Wersja druga: w dowolnym naczyniu, może być szklanka, mieszamy te same składniki, które mieliśmy włożyć do miski. Łyżką stołową nabieramy oleistej przyprawy i rozsmarowujemy na każdy kotlecik, układając jeden na drugim. 
Hint: Wersja pierwsza - szybsza, ale kotleciki potrafią się zawijać przy układaniu na patelni. Wersja druga ułatwia smażenie - kotleciki szybciej lądują na patelni i nie są pozawijane. 

Dajemy parę minut odpocząć naszym polędwiczkom i siekamy bardzo drobno cebulę z czosnkiem. Przypominam o zamieszaniu sosu w tzw. międzyczasie. 


Teraz najważniejsza część. Smażymy. Do dzieła!
Patelnia dość gorąca (7/9). Nie potrzeba dodatkowo oliwy/oleju. Nakładamy po kilka kawałków mięsa i smażymy po ok 1 minucie z każdej strony na "złoto".  


Gotowe polędwiczki odkładamy na talerz. Po zakończeniu smażenia powinno zostać trochę oleju na patelni. Wrzucamy cebulę z czosnkiem na ok 1 minutę (aż się zarumieni). Dodajemy z powrotem mięso razem z sosem jeśli trochę go wypłynęło. Upewniamy się (raczej kobiety), że mamy spięte włosy. Wlewamy whisky i robimy pożar... (tak wiem, nie nagrywa się pionowo, ale za dużo się działo w kuchni :P)



Pod koniec, gdy ogień przygasa możemy trochę przechylić patelnię - popali się chwilę dłużej. Wlewamy śmietanę, mieszamy i chwilę gotujemy, aż zgęstnieje. 


A teraz clue przepisu. Creme de la creme. Sos czekoladowy. Powinien już zgęstnieć - mieszamy ostatni raz i łyżką. Wykładamy na talerz polędwiczki. Powinno wyjść po ok 4 polędwiczki na głowę.  Polewamy mięso sosem czekoladowym. Podajemy z ulubionymi dodatkami. Na zdjęciach puree z piekarnika* i sałatka z rukoli**. Dodatkowe przepisy na dodatki poniżej. Poleca małżonka ma, Agnieszka :*

To jak będzie? Hate or Taste? (można głosować pod postem) 


* puree z piekarnika:
robimy zwykłe puree, nagrzewamy piekarnik na 200 stopni, formujemy dowolne kształty i pieczemy aż będzie ładnie złoty, posypujemy kminkiem

** sałatka z rukoli:
rukola (najlepiej bez ogonków), pomidorki cherry przecięte na pół, mozarella kulka porwana, vinegret domowy (pół łyżeczki cukru roztopione w 4 łyżkach wody + oliwa z oliwek ze 2-3 łyżki + wyciśnięty jeden plasterek cytryny + przeciśnięty duży ząbek czosnku + suszona bazylia + sól według uznania i smaku)